Mimo tych, zdawałoby się komicznych wypadków, zagadnienia konspiracji były niezwykle poważne. Edda Tanenbaum wspominała historię, jak rozpromieniona i radosna szła ulicą wraz ze swym mężem Janem, ciesząc się z odzyskanej przed chwilą wolności, kiedy dołączyło do nich trzech towarzyszy – „Marceli”, „Siwy” i „Marian”. Szli razem, łamiąc podstawową zasadę konspiracji, której uczył ich Dzierżyński, a która brzmiała: członkowie partii nigdy nie chodzą razem. I wtedy usłyszeli okrzyk: „Stój! Ruki w wierch!”